Modlitwy do sw brygidy
MIŁUJCIE WASZYCH NIEPRZYJACIÓŁ
Wydawnictwo PRYMAT, Mariusz Śliwowski eBooks, 2018
Już Odesyci przywdziewali zbroję, Bo tak powiedziane było, Że nikt w Odessie chlebem i solą Obcego sztormu witać nie będzie. Petro Skrijka, Pierwszy dzień w Odessie 1 a. Wokół tego maleńkiego Morza zebrały się chyba wszystkie plagi i ludzkości. Tylu wojen, rzezi, przewrotów, rewolucji nie zaznało żadne z europejskich i, być może, pozaeuropejskich mórz. Osiadły wokół niego już przed stuleciami: wojny, przemarsze ludów, narodziny i katastrofy kultur, które przepadły bez śladu (jak Scytowie), imperiów, co upadły po wiekach trwania (Bizancjum, Imperium Osmańskie, carska Rosja), spory o granice, wojny religii, mieszanie się wiar i ludów. Ktokolwiek znalazł się bodaj na jedno stulecie na brzegu Morza-jak Rzeczpospolita Obojga Narodów, jak Austro-Węgry albo państwa Gruzinów i Ormian, upadał z hukiem, a jeśli już się z upadku podnosił-to skarlały, zmieniony, zlękniony. Morze-nie przypadkiem-zwane Czarnym; Pontus Euxinus. Na jego północnym wybrzeżu i Bałkanach-Słowianie, na zachodnim romańscy Rumuni, na południu Turcy rodem z Azji Środowej, na wschodzie ludy Kaukazu (ileż ich!). W głąb morza-jak idylliczny sen jakiegoś boga Greków, którzy władali tym Morzem przez wieki, wrzyna się Krym: baśniowo piękny. I nieszczęśliwy: ojczyzna tylu ludów, dom Tatarów, wyganianych stąd i dziś, w 2017 roku, bajkowy kurort, Hellada i nie-Hellada, przyczółek świętej imperialnej Rusi, plażowisko, z którego, być może, turyści zobaczą wkrótce szyby naftowe (obok rosyjskich okrętów wojennych) 2. Morze to jest małym, maleń-1
ACADEMIA. Magazyn Polskiej Akademii Nauk
m a g a z y n p o l s k i e j a k a d e m i i n a u k 4/72/2022 O tym, że obraz uznawany za wartościowy w jednej kulturze w innej może być uważany za obraźliwy, opowiada dr hab. Marianna Michałowska z Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Obrazy nie są niewinne Czym jest kultura wizualna? MARIANNA MICHAŁOWSKA: Skłaniam się ku takiemu rozumieniu terminu, które pochodzi od badaczy kultury wizualnej z lat 80. ubiegłego wieku, takich jak Hal Foster, Victor Burgin czy Rosalind E. Krauss. Twierdzą oni, że obrazy są przejawem wizualnej konstrukcji tego, co społeczne. Kultura wizualna określa wizualny wymiar obrazów, a także innych zjawisk kulturowych. William J.T. Mitchell podkreśla, że kultura wizualna nie jest ograniczona do studiów nad obrazami, ale dotyczy różnych codziennych praktyk widzenia i przedstawiania, również tego, co jest niezapośredniczone medialnie. Produkty tego procesu: obrazy, filmy, immagine, są wymiarem tego, co zostało ukształtowane przez lokalne kultury wizualne. Mitchell pisze nawet, że nie ma mediów stricte wizualnych. Chce przez to podkreślić, że one są nieodłącznie powiązane z językiem, zapachem, doświadczeniem. Autor książki Jak zobaczyć świat, Nicholas Mirzoeff, mówi z kolei o tym, że badanie kultury wizualnej to poszukiwanie sposobów rozumienia świata, a przede wszystkim wyobrażenie tego, co jest niedostępne ludzkiemu oku, jak widoki odległych galaktyk czy wnętrza ludzkiego ciała. Obraz powstający w naszej wyobraźni jest podstawą do tego, żeby zrozumieć świat. Świat może być rozumiany różnie, np. w zależności od kręgu kulturowego. Czy obrazy też mają taką cechę? Obrazy tworzone w różnych kulturach odzwierciedlają odmienne obrazy świata, co dobrze pokazuje refleksja postkolonialna. Okazuje się, że podejście zachodnioeuropejskie uczyło nas specyficznego postrzegania kultur. Podam przykład. W filmie Podróż do Indii z lat 80. w reżyserii Davida Leana, ekranizacji powieści Edwarda Morgana Forstera, widzimy świat Indii z perspektywy kolonizatora, gdzie każdy ma ściśle określone role. Pisarz w krytyczny sposób przedstawiał Imperium Brytyjskie. Ten przykład można dr hab. Marianna Michałowska Badaczka fotografii, pracuje na stanowisku profesora w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Teksty Drugie, 2000
Nie pamiętam, kiedy poznaiam Joasię. Gdy zaczęłam pojawiać się w Instytucie, ona już była, zadomowiona w bardzo domowym pokoju redakcji "Biuletynu Polonistycznego", który wydawał się lokalnym centrum wszelkich informacji i życia towarzyskiego. Trudno jej było nie spostrzec: zwracała uwagę dziwną urodą, ciemną karnacją, oryginalnością. Jakby namalował ją Paul Gauguin. Wiedziałam też, że ma córkę Julię, nieco chropowaty głos i bywa ironiczna. Potem w 1990 roku Joasia znalazła się wśród zespołu opracowującego nowo powstałe "Teksty Drugie", od 1991-jako samodzielny sekretarz redakcji. Nie czuła się w nowym miejscu zbyt pewnie. Kiedyś napisała list do Edwarda Balcerzanabyl wówczas redaktorem-o jakichś drobnych sprawach, prośbach, terminach czy korektach i podpisała go "Teksty Drugie". Balcerzan byl zdziwiony i urażony. Bo kto właściwie się do niego zwracał? Duch redakcji? A to po prostu Joasi zabrakło odwagi, by postawić tam, pod listem do sławnego profesora własne "ja". Wydawało jej się niestosowne, że Joanna Łuczyńska może mu o czymś przypominać czy wręcz go ponaglać. Joasia miała coś, co jest tajemnicą funkcji sekretarza redakcji: umiała przemieniać wspólną pracę w przyjemność. Jej dowcip i ironia odgrywały w tym bardzo ważną rolę. Ileż to cennych pomysłów rodzi się tylko dzięki temu, że ktoś przyjdzie tak sobie, pogadać. Ileż to konfliktów udaje się rozładować przez śmiech. Wiele osób miało u niej jakieś dziwaczne przezwiska. Jej powiedzonka były ulotną sztuką słowa. Pospolite patrzenie w okno otrzymało nazwę: "chwila bezmyślnej refleksji", wielce uszczypliwą wobec naukowego żargonu. Jej ironia miała jednak głębsze dno, była podwajaniem znaczeń. Jak u Białoszewskiego: "Odwrotnie niż odwrotnie /1 znów odwrotnie" (Tako rzecze Kicia Kocia). To był taki typ kontestacji, bardzo przydatnej i w realnym socjalizmie, i później. Wolała dziwaczny fason od elegancji i własny styl zawsze przedkładała nad nudną poprawność. A w pewnym momencie stało się jasne, że Joasia jest rzeczy